czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 3

                Rudowłosa wchodząc do dużego budynku poprawiła sportową torbę zsuwającą jej się z ramienia. Odgarnęła włosy z twarzy i podeszła do biurka, nad którym wisiał ogromny napis „RECEPCJA”.
                -Cześć, Jake – powiedziała uśmiechając się serdecznie do chłopaka siedzącego za ladą. Szatyn uniósł głowę znad laptopa i uśmiechnął się szelmowsko, jednak gdy dostrzegł twarz dziewczyny w jego oczach błysnęło zmartwienie.
                -Wszystko w porządku? – zapytał, uważnie śledząc każdą zmianę w mimice przyjaciółki.
                -Tak, dlaczego pytasz? – odpowiedziała pytaniem, starając się utrzymać niezmienny wyraz twarzy. Chłopak wzruszył ramionami. Postanowił udawać, ze jej wierzy, a dopiero później wyciągnąć z niej podstępem, o co chodzi.
                -A co robisz tutaj tak wcześnie? – zapytał spoglądając w komputer.
                -Mam dzisiaj zajęcia z dzieciakami.
                -Mhm – mruknął, ponownie wbijając wzrok w monitor.
                -Masz robotę? – raczej stwierdziła niż zapytała, wychylając się za biurko i zerkając chłopakowi przez ramię.
                -Tak, muszę zrobić zestawienie kosztów z września i chcę się z tym wyrobić do treningu, ale chyba nie dam rady.
                -Dobra, to nie przeszkadzam – odparła dziewczyna i poszła w głąb sali. Przyglądała się drogom zastanawiając się jak zająć dzieci. Wybrała kilka łatwiejszych, po czym postanowiła jeszcze przed zajęciami wypić kawę, jednak w momencie, gdy wzięła pierwszy łyk, do budynku wbiegły rozkrzyczane dzieci. Dziewczyna kazała im się przebrać, a następnie poprowadziła rozgrzewkę. Maluchów było niewiele, jednak półtorej godziny z nimi dawało w kość. Dwie dziesięcioletnie dziewczynki same dawały sobie radę z asekuracją, wystarczało na nie jedynie od czasu do czasu zerkać i mówić im, co mają robić. Natomiast dwaj chłopcy, pięcio- i siedmioletni, ciągle się rozpraszali i zapominali o wielu rzeczach zapewniających bezpieczeństwo, dlatego trzeba było przy nich cały czas stać i pilnować, aby żadnemu nic się nie stało. Najmłodszym z uczestników był trzyletni chłopiec. Z reguły takie maluchy chodziły na oddzielne zajęcia, dostosowane do ich wieku, jednak mały Jacob był bratem jednej z dziewczynek i mamie maluchów bardzo zależało na tym, aby byli oni w jednej grupie. Trzylatek miał już własny sprzęt wspinaczkowy i jak na swój wiek radził sobie znakomicie na wielu drogach, kręconych specjalnie pod wzrost jego i jego rówieśników.
                Dzieciaki z sekcji często zamiast wspinania zajmowały się innymi rzeczami, takimi jak gonienie siebie nawzajem, czy zaczepianie obcych ludzi. Trzeba było mieć oczy dookoła głowy, aby upilnować ich wszystkich. Mimo że Kira była już po kursie operatora ściany i odrobiła kilka godzin stażu, aby nauczyć się i przyzwyczaić do normalnej pracy to, była to jej pierwsza grupa, jaką prowadziła całkowicie sama. Po miesiącu zorientowała się, że jest to dużo bardziej męcząca i odpowiedzialna praca niż wielu ludziom się wydaje. Sama sądziła, że będzie to sama przyjemność, jednak po każdym treningu była tak samo wykończona jak uczestnicy.
                Po zajęciach, gdy wszystkie maluchy zostały już odebrane przez swoich rodziców, odetchnęła z ulgą. Usiadła obok Jacoba i popijając swoją mocną kawę, w milczeniu obserwowała jego pracę. Gdy pół godziny później zebrali się wszyscy ich znajomi Jacob był blisko końca, jednak postanowił przerwać. Kira szybko się rozgrzała i poprosiła przyjaciela o asekurację. Już od wejścia upatrzyła sobie nową drogę i za cel postawiła przejście jej sightem*. Podwiązała się, związała włosy w wysoką kitkę i umoczyła ręce w magnezji**. Stała chwilę pod drogą i wizualizowała ruchy, jakie będzie musiała wykonywać w trakcie jej przechodzenia. Nie była pewna czy uda jej się ją ukończyć, ponieważ ruchy były niebanalne, a i chwyty nie zachwycały. Na dodatek szła ona w sporym przewieszeniu, co zmuszało wspinacza do użycia większej ilości siły.
                Kira podeszła do drogi i złapała pierwsze chwyty. Większość z nich było obłych, jednak pierwsza i druga wpinka*** nie sprawiły jej problemów. Po trzeciej poczuła lekkie zmęczenie mięśni, jednak miała jeszcze sporo zapasów siły. Złapała dużego oblaka, a drugą rękę miała na słabej krawądzie. Zacisnęła mocniej palce i dostawiła nogę do ręki. Następnie wykonała dynamiczny ruch i wpięła kolejną wpinkę. Wchodząc w dach**** sądziła, że nie uda jej się skończyć drogi, jednak automatycznie wykonywała kolejne ruchy. Przy wyjściu z 90-stopniowego przewieszenia zorientowała się, że chwyt jest dosyć daleko i nie wystarczy jedynie szybkie sięgnięcie. Wybrała więcej liny, po czym rozbujała się lekko i skoczyła do dużej klamy. Wykonała kilka ostatnich ruchów, po czym wpięła się w stanowisko. Nie krzycząc do asekuranta, aby wybrał linę, puściła się chwytów i zleciała kilka metrów w dół. Kolega opuścił ją i powitał na dole z szerokim uśmiechem na twarzy.
                -Brawo! Kolejna VI.4+ na twoim koncie. Myślę, że niedługo możesz się starać o pierwsze VI.5***** – powiedział szatyn wypinając linę z przyrządu.
                -Myślę, że muszę jeszcze trochę poćwiczyć, nie czuję się na siłach – odpowiedziała ruda. Usłyszała kilka krzyków gratulacji od znajomych, więc podziękowała i usiadła pod ścianą sięgając po butelkę wody. Przez resztę czasu nie robiła nic poza obserwowaniem zmagań przyjaciół. Kilkoro z nich robiło jedynie buldery******, a inni wstawiali się w nowe drogi. Jeden z najmłodszych członków sekcji, trzynastoletni chłopak, spróbował przejść drogę, którą chwilę wcześniej zdobyła Kira, jednak odpadł w momencie wychodzenia z dachu. Mimo to rudowłosa była pod wrażeniem i pogratulowała młodszemu koledze takiego wyniku.
                Dziewczyna była wykończona po całym dniu spędzonym poza domem. Do pracy przyszła prosto do szkole, a na następny dzień miała jeszcze sporo nauki. Postanowiła nie zostawać do końca treningu i już po 20 przebrała się i pożegnawszy z przyjaciółmi poszła do domu.  



***
Hm. Czytając doszłam do wniosku, że rozdział może nie być zbyt przyjemny dla osób, które nie mają pojęcia o wspinaniu. Jednak nie zrażajcie się, tego typu momenty nie będą pojawiały się zbyt często, o ile jeszcze kiedykolwiek się pojawią. Po prostu miałam ochotę napisać coś takiego, więc zrobiłam to. Wyżyłam się twórczo, chociaż nie jestem zbytnio zadowolona. W każdym bądź razie, dla osób zielonych w temacie, zrobiłam kilka przypisów mogących pomóc w czytaniu. 
*przejście sightem - inaczej przejście bez wcześniejszej znajomości drogi (tj. bez obserwowania innych wspinaczy, ani podpowiedzi ze strony obserwujących), z tzw. asekuracją dolną (wspinacz prowadzi za sobą linę z dołu)
**magnezja - proszek do osuszania spoconych dłoni
***wpinka - moment wpięcia liny do ekspresu (punktu asekuracyjnego)
****dach - tutaj chodziło mi głównie o to, że bohaterka była w 90-stopniowym przewieszeniu, tj. wspinała się, znajdując się plecami do ziemi (już na wysokości kilkunastu metrów)
*****VI.4 i VI.5 - są to wyceny dróg wspinaczkowych
******bouldery - wspinaczka na niewielkich wysokościach, nie wymagająca asekuracji z liną.

PS. Jak już pewnie wszyscy zauważyli akapity są nierówne. Nie mam pojęcia czemu, bo w momencie, gdy chcę edytować post wszystko jest okej. Wrrr. Początki na blogspocie mnie nie zachwycają -.-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz