niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 1


                -Nienawidzę tej przeklętej windy – jęknęła dziewczyna opierając się o ścianę. Guzik przywołujący urządzenie kliknęła już dobre kilka minut temu, jednak ono nadal nie zjechało.
                -Zawsze możemy iść schodami – odpowiedział jej chłopak rzucając znaczące spojrzenie na ich zakupy. Mieli ze sobą kilka kartonów, a wniesienie ich na 18 piętro byłoby nie lada wyczynem.
                -Jasne, już lecę – mruknęła cicho i ponownie kliknęła guzik z niecierpliwością. Widziała jak jej towarzysz wywraca oczami i już miała klepnąć go w ramię, gdy drzwi windy otworzyły się, a z pomieszczenia wysiadła starsza kobieta z małym kundelkiem na rękach.
                -Dzień dobry, pani Jones  – powiedzieli nastolatkowie jednocześnie, co spowodowało u nich nagły wybuch śmiechu. Kobieta uśmiechnęła się na ich widok.
                -Cześć, dzieciaki. Jak tam, udane zakupy? – zagadnęła spoglądając na kartony leżące na ziemi.
                -Nawet bardzo, a jak się zaaklimatyzował Chico? – zapytała dziewczyna głaszcząc czarnego szczeniaka, znajdującego się na rękach kobiety. Był to kundelek, którego znalazła zaledwie 2 tygodnie temu. Na początku dała ogłoszenie, ale gdy nikt się po niego nie zgłosił zamierzała go zatrzymać. Niestety szybko okazało się, że nie jest w stanie poświęcić mu tyle czasu ile by należało. Zaczęła szukać dla niego odpowiedniej rodziny, pytając przy tym większość sąsiadów. Mimo że pani Gibbs miała 3 koty, postanowiła podjąć się opieki nad maleństwem.
                -Strasznie rozrabia, jednak on i moja zgraja od razu przypadli sobie do gustu. Jedynie Ginny za nim nie przepada, ale ona jest już stara i chce mieć spokój. Na szczęście mały szybko się nauczył, że nie należy jej zaczepiać. – Kobieta spojrzała czule na szczeniaka i podrapała go za uszami. - Już was nie zatrzymuję, widzę że macie trochę pracy. Do zobaczenia.
                Nastolatkowie pożegnali się z sąsiadką, po czym wciągnęli rzeczy do windy. Wjechali na odpowiednie piętro i przenieśli kartony do mieszkania, w którym panował chaos. Na ławie stały opakowania po gotowych daniach i puszki po napojach. Na ziemi walały się brudne rzeczy, a w kuchni piętrzyły stosy naczyń.
                -Taa, chyba powinniśmy tu posprzątać – mruknął chłopak rozglądając się po pokoju. Dziewczyna pokiwała głową. W większości był to bałagan chłopaka, jednak byli podzieleni obowiązkami, dlatego starała się nie narzekać.
                Mieszkała z bratem od zaledwie pół roku, jednak już zdążyła się zaaklimatyzować i pokochać życie w wielkim mieście. Przed przeprowadzką mieszkała z dziadkami na ranczu. Miała z nimi dobrze, za każdym razem, bez mrugnięcia okiem dostawała to, czego chciała. Zawsze miała najnowszy telefon, laptopa i ubrania, jednak pragnęła zamieszkać z bratem. Dziadkowie nie wyrazili na to zgody, mimo iż zgodzili się na to, aby chłopak mieszkał sam. To oni mieli prawa do opieki, dlatego dziewczyna nie mogła im się sprzeciwić. Dopiero, gdy chłopak stał się pełnoletni, ukończył szkołę i znalazł pracę, sąd wyraził zgodę na to, aby dziewczyna zamieszkała z nim. Dziadkowie wciąż byli temu przeciwni. Nie przepadali za bratem dziewczyny, a swoim wnukiem, odkąd, gdy skończył 13 lat wdał się w bójkę z synem ich sąsiadów, spędzając u nich wakacje. Twierdzili, że jest on nieodpowiedzialny, a już na pewno nie potrafi zająć się siostrą. Błagali, prosili, grozili, a nawet przekupywali ją coraz większą ilością nowości, byle tylko z nimi została, jednak ona uparcie odmawiała. W końcu odpuścili, mówiąc, że w momencie opuszczenia ich domu nie dostanie od nich więcej ani centa. Dziewczyna skwitowała to krótkim „co mi tam”, po czym się spakowała i następnego dnia rano jechała z bratem w stronę Nowego Jorku.
                Kira była wdzięczna dziadkom za to, że przygarnęli ja, gdy zaszła taka potrzeba, jednak miała do nich żal za to, że nie pozwolili jej zamieszkać z bratem, a wręcz utrudniali im spotkania. Starali się też wychować ją na własny sposób, mimo wielu prezentów, jakich od nich dostawała miała zarzucanych także wiele zasad, często mocno przesadzonych.
                -To ja zabiorę się za naczynia – zaproponował chłopak. Dziewczyna kiwnęła głową, a sama popchnęła kartony do swojego pokoju. Było to niewielkie pomieszczenie z ogromnym oknem i parapetem. Czuć w nim było zapach farby i nowości, mimo szeroko otwartego okna. Na ziemi leżał duży materac, a w kącie stała walizka i kilka pudeł. Kira usiadła na parapecie i spojrzała na ulice. Mieszkała tutaj już pół roku, jednak wciąż jej jedynym meblem był materac, na którym spała. Już dawno zamierzali z bratem kupić, chociaż podstawowe rzeczy, jednak za każdym razem były ważniejsze wydatki. Oboje pracowali, ale pieniędzy czasami ledwo starczało im od jednego miesiąca do drugiego, mimo to dziewczyna nie żałowała przeprowadzki. Do czasu zamieszkania z dziadkami prawie się z nimi nie widywała, więc czuła się u nich jak u obcych, a nie we własnym domu. Ciężko jej było się zaaklimatyzować, bo była to mała wieś, w której wszyscy znali się z dziada, pradziada i nie lubili osób nowych. Kira dużo czasu spędzała wśród zwierząt, jednak nie lubiła takiego życia. Wolała życie na wysokich obrotach, niż wieczną nudę. Zdawała sobie sprawę, że wiele ludzi właśnie tego pragnęło, jednak ona o wiele bardziej ceniła sobie obecność brata od spokoju i dostatku. Mogła z wielu rzeczy zrezygnować, byle tylko móc być z najbliższą rodziną.
                Poczuła zapach ciepłego mleka i pieczonego pieczywa. Domyśliła się, że Tim przygotował kolację. Rzadko mieli dla siebie czas i chłopak pluł sobie w brodę z tego powodu, starając się wynagrodzić to siostrze drobnymi gestami, co ona zawsze dostrzegała i doceniała.
                Uśmiechnęła się pod nosem i zsunęła z parapetu. Nie zwracając uwagi na bałagan w pomieszczeniu, wyminęła poustawiane na ziemi rzeczy i wyszła z pokoju.

                Zbyt często nie doceniamy tego co mamy, nie sądzisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz